środa, 9 lutego 2011

trasa Poland - Turkey




Po dotarciu na warszawskie lotnisko z Wrześni (Gosia) i Częstochowy (w przypadku Agnieszki) odnalazłyśmy się przed jednym z głównych wejść na odprawę. Znalazłam Agnieszkę w towarzystwie opalonego, niebieskookiego, średniowysokiego, nieogolonego mężczyzny w dresach za kolana i gumowych klapkach :D pan Polak (Tomek, lat 33) mieszka na Teneryfie i przyjechał do nas w celu załatwienia zgody na przewiezienie prochów jego zmarłej dziewczyny. Aga zaliczyła pierwsze suweniry: T-shirt z napisem "Tenerife" i paczka papierosów o nazwie "Coronas" :D a później, podczas odprawy, zaczęła pikać i niestety trzeba było wyrzucić odżywkę i piankę do włosów :P następnie zjadłyśmy najdroższą lasagne świata (27zł za coś co ledwo było widać) i udałyśmy się do bramki nr 23, skąd odlatywała nasza Lufthansa. Cel: Monachium. Z racji tej, że był to nasz pierwszy lot samolotem wrażeń było sporo. Zgodnie ze wskazówkami naszych przyjaciół zabrałyśmy ze sobą paczkę gum marki Orbit, by uchronić nasze uszy przed zatkaniem. Zaczęło się od jednej a skończyło na pięciu :P no i lecimy, lecimy, lecimy i w pewnym momencie którejś z nas zachciało się spojrzeć na zegarek. 18:34.

Odprawa na kolejnym lotnisku zaczynała się o 18:50, a samolot do Ankary miał wystartować o 19:15. A tu jeszcze autobus, który miał nas dowieźć do budynku lotniska. Miałyśmy nadzieję, że odjedzie zaraz po naszym wejściu, ale niestety starszy pan o kulach (pozdrawiamy), który wysiadł z samolotu jako jeden z ostatnich, nie pozwolił nam na to. OK. No więc biegiem ruszyłyśmy do punktu sprawdzania paszportów a tam jakieś miliony Azjatów czekających przed nami. Stałyśmy cierpliwie do momentu, kiedy z głośników wydobył się głos jakiegoś miłego niemieckiego pana, który oznajmiał wszem i wobec, że Ms. Czerwińska and Ms. Konieczna proszone są o pilne stawienie się przy bramce nr H27. Nie mogłyśmy dłużej czekać, bo zostały nam 3 min do odlotu, więc wystartowałyśmy do azjatyckiej rodziny z pytaniem „Do you speak english?”, usłyszałyśmy „YES”, po czym nie zrozumieli ani słowa, jak również nie chcieli nas przepuścić. Pan Paszportowy patrzył na nas jak na dwie kryminalistki i w żadnym wypadku nie sprawiał wrażenia kogoś, kto chce nam podbić dokumenty. Ogarnął nas wzrokiem tak dokładnie, że pewnie 5 lipca, kiedy będziemy wracać, bez żadnego problemu nas pozna. Dobrze mieć wtyki na lotnisku :P i idąc tą drogą pragniemy zaznaczyć, iż z 1,5h przesiadki w Monachium zrobiło nam się 20 sekund, gdyż kontroler oznajmił nam, że gdybyśmy przyszły 20 sek później samolot by odleciał. Od dziś uwielbiamy nr 20 :D więc zadzwonił... gdzieś, otworzył nam szklane drzwi jakimś magicznym kluczem, na zewnątrz czekał na nas specjalnie podstawiony autobus, który dowiózł nas w miejsce, gdzie stało 5 umundurowanych Turków uśmiechniętych od ucha do ucha. A, był i nasz samolot :D Droga do Ankary minęła bardzo szybko. Z racji tej, że inteligencja Gosi nie zna granic i napisała naszemu mentorowi - który nosi imię Semih - że skoro wylatujemy o 16:50 naszego czasu to 23:05 jest również naszego czasu, „więc bądź po północy”. Na szczęście Semih okazał się być naprawdę bystrym i ogarniętym facetem i sobie to zgooglował :D dzięki temu po kontroli paszportów i odebraniu bagażu, za głównymi drzwiami spotkałyśmy przemiłego i przesympatycznego człowieka trzymającego żółtą kartkę z napisem '„Agnieszka” and „Gosia” Welcome to Ankara' :D
The best mentor ever!
 Semih i jego przyjaciel Talha zawieźli nas do naszego 'nowego' mieszkania, gdzie czekali ludzie, z którymi żyć będziemy przez następne 5 miesięcy – Yacine z Francji i Emilia z Polski plus kilku dodatkowych Erasmusów z różnych stron świata. Nie trudno się domyślić, że skończyło się imprezą, polska wódka nie mogła się przecież zmarnować :P

1 komentarz:

  1. latanie jest super ;) zazdroszczę Erasmusa w Turcji :) pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń